Zegarek, który od samego początku był pastiszem Apple Watch, nagle stał się produktem, którego każdy będzie chciał. H. Moser & Cie. stworzył ostateczną wersję Swiss Alp Watch, która wizualnie przypomina Apple Watch ale nie zawiera żadnej elektroniki.
Historia tego niezwykłego, mechanicznego zegarka sięga aż 2016 roku. Wszystko przez to, że smartwatche stają się coraz bardziej popularne. Stąd tradycyjne zegarki nie są aż tak pożądanym towarem. Dlatego szef marki H. Moser & Cie. – Edouardo Meylan, postanowił zwrócić uwagę całego świata na swój produkt „Swiss Alp Watch”. Wizualnie przypominał (posiadał nawet charakterystyczną koronkę z boku) zegarek Apple, ale był pozbawiony całej elektroniki. Trzeba przyznać, że szum wokół zegarka zrobił się spory. Pierwsza generacja została wycenione na prawie 100 tys. PLN.
Spójrzcie na poniższe zdjęcie. Robi wrażenie, co nie?
Swiss Alp Watch „Final Upgrade”
Ten sam producent zegarków stworzył ostateczną wersję tej serii – Swiss Alp Watch „Final Upgrade”. Swoją drogą bardzo podoba mi się nazewnictwo, które trochę nabija się ze swojego pierwowzoru. Ten konkretny model został wyceniony na lekko ponad 110 tys. złotych! Co więcej, będzie to bardzo limitowana wersja, bo na rynek trafi tylko 50 sztuk.
Zegarek dalej swoim wyglądem do złudzenia przypomina Apple Watch. Podobna kwadratowa tarcza, a zamiast tradycyjnej wskazówki sekundowej producent postawił stworzyć imitację ikonki ładowania. Sama tarcza jest pokryta materiałem Vantablack. Vantablack jest uznawana za najciemniejszą substancję, która pochłania 99,965% światła. Nakręcenie zegarka pozwoli na 100 godzin chodu.
A tak prezentuje się ten zegarek: